
Nie tylko Nordic Walking człowiek żyje… Ważne jest także, aby nie przeskakiwać kompulsywnie z pasji na pasję, bo to chyba oznacza, że coś absolutnie pasją nie jest. Wiem to, bo jestem mistrzem organizowania swojego wolnego czasu. Na pewno znasz to uczucie, kiedy masz tego czasu niewiele, bo praca, dom, dzieci… A kiedy znajdziesz kilka godzinek, to nie wiesz, w co włożyć ręce, bo tyle przyjemności odkładałaś na później. To właśnie z tego powodu nie odkładam na później nic, a jakiś czas temu do głowy mocno wjechał mi motor.
Spis treści
Energia idzie wprost za uwagą — gdzie teraz patrzysz?
Oglądałam kiedyś zawody motocross i zrobiły na mnie ogromne wrażenie. W ogóle moja przygoda z rowerami MTX/XC zaczęła się całkowicie przypadkiem od braci Reczek (uaaa, mistrzowie Polski w cudach akrobatycznych na rowerach).
Pewnego popołudnia wpadła mi do głowy myśl: mój syn jest już na tyle duży, że czas ruszyć na rower. Chciałam spróbować czegoś nowego, bo nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Ciągle komunikacja miejsca. Tłok. Pośpiech. Zamarzyło mi się trochę wolności.
Długo nad tym nie myślałam. Pojechaliśmy do sklepu i kupiliśmy rowery. Ku mojemu zachwytowi młody opanował sztukę ambitnego kręcenia w miesiąc. Spuściliśmy psy z łańcucha…
Kampinos, Kabaty, pikniki i atrakcje sportowe… Wracając z naszej standardowej pętli po Bielanach, trafiliśmy na otwarcie sezonu sportowego w Centrum Olimpijskim. Wpadłam. Wpadłam jak śliwka w kompot. Pies palił motocross, nie stać mnie było na motor, ale rowerowanie…
Tam, gdzie zaczyna się pasja, szybciej krąży krew…
Pomysł z kupnem motoru zarzuciłam na rzecz kręcenia na rowerze. Pomyślałam sobie, że w sumie okay, najpierw spróbuję tej aktywności, a potem się zobaczy. Na rowerze mogłam kręcić z synem, więc był to dodatkowy atut.
Naładowana energią braci Reczek tego samego dnia znalazłam ekipę rowerową i umówiłam się na szaloną ustawkę rowerową po Kampinosie. Nie wiedziałam, co mnie czeka i chyba dobrze, że tak było. 😛
Poznałam świetną ekipę harpaganów rowerowych i zakochałam się bez reszty. Po prostu obsesja. Nawet dziś po latach, kiedy to piszę, mam ciarki na skórze. To prawie jak najlepszy seks w życiu…
Wróćmy do tu i teraz.
Któregoś ranka zerwałam się, jak nie ja i zastanawiałam się, gdzie odstawiłam motor. Chwilę mi zajęło, zanim świadomość wróciła do mieszkania i stanęła obok… po czym stuka mnie w głowę i mówi: jaki motor kobieto?
Przyśnił mi się motór
Śniło mi się jak popierdzielam na crossie po górkach. Czułam wiatr na skórze. Jak podciągam motor i wybijam się w powietrze. Jak dodaję gazu, spadam, jak pracuje amortyzacja pod nogami…
Pobudka była okrucieństwem.
Wkręciłam się bardzo. Moja głowa tam była. Moje ciało jeździło na motorze, a mózg sam się oszukał, że mam ten motor. I teraz zaczyna się ciekawie…
Podobno przypadki nie istnieją. Są tylko znaki…
Niedługo po tym, jak śniła mi się motorowa eskapada, spisałam się na necie z dawnym znajomym. I patrz… Polecił mnie koledze, który prowadzi serwis motocyklowy w Warszawie. Moje serduszko szybciej zabiło…
Od dawna nie wierzę w przypadki i cierpliwie czekam. Mam wrażenie, że wszechświat robi z nas sobie jaja, ale też zadziewa rzeczy w swoim czasie. Poczułam, że obok roweru przyszedł w końcu także czas na motor. Nawet przestałam walczyć z tym uczuciem i realizuję krok po kroku plan, który sam się układa.
Masz takie doświadczenia? Kiedy odczuwasz pewne synchroniczności i jakby coś samo przychodziło do Ciebie, kładło się na wycieraczkę w prezencie? Może napiszesz o tym? To niesamowite… „zbiegi okoliczności”.
Pozdrawiam Cię serdecznie! Z czułością!